Zapiekany bakłażan z wędzoną kaszą jaglaną
Były w pałacu moim bakłażany i kasza jaglana. I najlepsiejszy pod multiwersum grzeszny ser wegański z Violife. I głodna Anetka.
Miał być pierwotnie też użyty szpinak, ale zreflektowałam się szybko. Przecież szpinak to arcykrólewska roślina i nie zniży się do własnego miętolenia. Szpinak po prostu jest oryginalny i traci swoją arcykrólewską oryginalność przez jakiekolwiek jego przetworzenie (gotowanie, smażenie i pieczenie). A tak serio – szpinak jest cudny TYLKO I WYŁĄCZNIE jako surowy. W każdej innej postaci jest totalnie bezwartościowy. I trujący.
Tak samo odgrzewane na drugi dzień ziemniaki. Zuo.
Dobra, potrzebujemy:
-
bakłażany – ile chcecie ich zjeść tyle zróbcie, nie trzeba obierać ze skórki, ale umyć wypada
-
kasza jaglana – ugotowana oczywiście, tak all dente, bo potem dochodzić jeszcze będzie z dwa razy
-
ser żółty – wegański, bez laktozy, jaki tam Wam pasuje, by się spiekł i się chrupł w piecyku
-
suszone pomidory – te naprawdę suszone, nie marynowane w oliwce
-
czosnku trochę – ze dwa-trzy ząbki, bo dojdzie jeszcze inna rzecz czyli
-
asafedyta – taka fajna przyprawa, pachnie jak syrop z cebuli z naszego dzieciństwa, a tak to jest taka silna mieszanka czosnku z cebulą, do przepisu albo jedna łyżka albo naoko
-
papryka wędzona, papryka zwykła, sólpieprz, oregano i/lub bazylia
-
oliwka do posmarowania naczynia żaroodpornego
-
naczynie żarodoodporne
- jakieś zielonoliściaste dodatki dekoracyjne do zdjęć na instagrama
Wędzona kasza jaglana zrobiła się sama. Kiedy się ugotowała na all dente dodałam do niej suszonych pomidorów, czosnku
jednej łyżki asafetydy
duuuuuużo papryki wędzonej i duuuuużo papryki zwykłej oraz solipieprzu. Na fotce nie widać tych papryk, ale słowo daję – dałam!
Zmieszałam to wszystko i przykryłam, by kasza doszła do siebie. By wchłonęła nowe smaki i nasiąknęła nimi, no wiecie, wtedy zachodzą różne reakcje chemiczne, co z kolei rzutuje na nowe reakcje chemiczne na Twoich kubkach językowych.
Bakłażan pokroiło się w plasterki. Ja tam lubię wszystko cieniuśkie, więc i jego starałam się też cieniuśko kroić.
Każdy plasterek solimy. Najlepiej solą z solniczki, w której jest również kwas l-askorbinowy. Nie, żeby pleśnie były gdzieś tam, ale tak zapobiegawczo i na zdrowie i w ogóle.
Schłodzony ser przekazujemy silniejszym ramionom do utarcia. Będzie się fajnie sypać. Ser, nie silniejsze ramiona.
Naczynia żaroodporne wytłuściłam palcami oliwą. I pierwsza warstwa plasterków bakłażana. I telefon zatłuszczony.
Wykładamy na tę warstwę aromatyczną, w pełnej krasie, wędzoną kaszę jaglaną.
I sypiemy ser. I sypiemy na ten ser oregano i/lub bazylię. Bo oregano i/lub bazylia fajnie się zawsze z serem pieczonym dogadują.
I znowu warstwa bakłażanków. I znowu ta pachnąca kasza jaglana. I znowu ser żółty.
I na samym wierzchu trzecia warstwa bakłażanów. I znowu bazylia/oregano, trochę papryki wędzonej/zwykłej. Naoko, bo ja i tak przyprawy lubię. I sypię naoko gęsto.
I ser, już jako posypka, do schrupania.
Musiałam położyć toto na panelach, pod w miarę ciepłym oświetleniem, wieczorem się piekło, kuchnia posiada ostre światło, jakość na debecie. Zresztą panele ładne, co nie?
Ilość warstw zapiekanki uzależniajcie od wysokości naczynia żaroodpornego. Może być i jedna warstwa dla singla, może być i pięć warstw dla huty.
Tutaj z lotu żaby.
Pieczemy w temperaturze stosownej do własnego wyczucia i kuchenki. Preferowany termoobieg. Czas pieczenia? Też naoko. U mnie to zajęło lekko ponad pół godziny.
I jakie wyszło?
Chrupiące bardzo ! Żabka przeskoczyła i cyknęła.
Jednak mogłam trochę krócej przypiec, kasza byłaby bardziej miękka. I chyba sos jakiś mi się przydał, taki do złagodzenia całości.
Mr. A zasugerował taki sos – a’la smoothie z awokado i mleka roślinnego. Leciutki taki. Albo z pietruszki zielonej i mleka. Trza by pokombinować. Spróbujcie też. Tylko nie próbujcie tego z keczapem, co z tego, że to też owocowe smoothie, ale wciąż to keczap.
Do obiadu poszło z rukolą. I sokiem z kiszonych buraków. Żeby się odbiło zdrowo.
#możebyć
Smacznego <3